Poprawianie
Poproszono mnie o poprawienie tekstu artykułu, który napisałam w czerwcu, żeby nadawał się do publikacji.
Nie było mi miło, bo kto lubi krytykę, ale zabrałam się do tego.
Po czym dotarłam do kresu sił i zrezygnowałam, widząc, że nie dotrzymam terminu.
Po dwóch tygodniach poinformowano mnie, że nadal czekają na mój tekst. Siadłam więc znowu przy biurku i zaczęłam pracę.
Jako że czas się kurczył, siedziałam nad tekstem do czwartej rano, po czym przespałam się i ponownie zaczęłam korektę o dziesiątej.
Ostatecznie tekst wysłałam po szesnastej. Nie wiem, co z niego wyjdzie i czy się kiedykolwiek ukaże, ale wiem, ze wykonałam maksimum tego, co było możliwe. Najwyżej artykuł ukaże się gdzie indziej.
Tym razem nie dotarłam na skraj wyczerpania. Bolą mnie trochę ramiona od klepania w klawiaturę - nie pracowałam bowiem ergonomicznie, trzymałam łokcie nad biurkiem, bo całą jego powierzchnię zajmowały książki.
Jak można się było spodziewać, wieczorem padłam jak kawka, a dziś wstałam wyspana i zadowolona.
Rzeczywistość jest taka, że nie mam czasu pisać, bo w tygodniu roboczym zwyczajnie chodzę do pracy i nie ma mnie w domu przez jedenaście godzin. Ale się nie poddaję, bo czuję, że mam coś do powiedzenia jako filolog piszący o poezji.
Przede mną trzy konferencje w ciągu najbliższych czterech miesięcy: w Namurze, we Wrocławiu i w Poznaniu - na każdej będę mówić o czymś dla mnie ważnym. Po etapie mówienia przychodzi zwykle etap pisania i być może publikacji.
A już za tydzień zajęcia tłumaczeniowe w Warszawie, na które cieszę się już od dawna.
Wszystkie te moje pozapracowe aktywności wymagają dodatkowego wysiłku i kosztują mnie dużo energii, pieniędzy i wolnego czasu. Dopóki wierzę, że mają sens, dopóty będę tak robić. Ta inwestycja opłaca mi się na wiele sposobów. W ten sposób mogę robić to, do czego mam określone zdolności i co powinnam robić na co dzień, a także zarobkowo: uczyć języka. Owszem, wiem, po trzech latach wolontariackiej pracy z uchodźcami zakończyłam ten rozdział, ale zrobiłam to dla ochrony resztek własnej energii życiowej. Doba ma tylko 24 godziny.
.
Dodaj komentarz