Pomylony język
Właśnie zakończyła się pielgrzymka chętnych do wynajęcia mieszkania, w którym od trzech lat żyję. Z pewnymi ograniczeniami - zgodziłam się na przyjmowanie gości, a także ich oprowadzanie. Co łączyło się z konwersowaniem, opowiadaniem i odpowiadaniem na pytania. Komunikowaliśmy się głównie po angielsku lub francusku, ale zdarzyła się też rodzina ze Słowacji (i to chwilę po naszej przegranej z ich reprezentacją w Euro!). Ponieważ pani, w odróżnieniu od męża, nie rozumiała dokładnie mojej angielszczyzny, w pewnej chwili zaczęłam jej odpowiadać po polsku - i udało się. Nasze języki są bardzo sobie bliskie (pomógł mi też trochę chorwacki); rozstaliśmy się z uśmiechami. Co do chorwackiego, to akurat pierwszą odwiedzającą była Serbka (pytała mnie, czy znam pewną Polkę z Vilvoorde - "ne znam"). Następnie przyszli Litwini. Kurs tego języka zrobiłam w 1995 r., czyli w późnym średniowieczu, w związku z czym pamiętam tylko kilka słów, stąd byłam w stanie jedynie powitać ich litewskim "labas". Lekka konsternacja, bo nasze dzieje splatają się na długim, ale za to skomplikowanym odcinku. Ale w sumie wyszło dobrze. Następnie Holenderka (pół-Angielka mówiąca po amerykańsku), z którą wymieniłam też kilka zwrotów po niderlandzku - nauczyłam się ich przecież podczas sławetnego kursu online.
Bardzo cenię sobie fakt, że mieszkam w wielojęzycznym tyglu - albo tuż obok. W moim mieście bowiem można zarejestrować się formalnie tylko jako użytkownik języka niderlandzkiego albo francuskiego - choć w rzeczywistości co czwarta osoba jest imigrantem, w związku z czym niekoniecznie włada jednym z tych języków. Trzeba się jednak opowiedzieć po jednej ze stron - stron podzielonych animozjami.
Ja urodziłam się do języka, do języka polskiego. Into a language you are born. Nie mając języka, kim byłabym?.. A przecież wystarczy alfabet różny od naszego, żeby nie móc się porozumieć. Wiele tam temu w mieście P. zobaczyłam, jak ukraińska kasjerka trzyma do góry nogami kartę płatniczą - i zrozumiałam, że nie zna alfabetu łacińskiego. To odcina jej dostęp do większości słowa pisanego na świecie. Jeszcze dawniej - przed 1985 - kłóciłam się w moją babką o pewne słowo w tekście pieśni religijnej i w błysku zrozumienia pojęłam, że ona nie umie czytać. To odbierało jej dostęp do całości tego, co na świecie napisano.
Dwa lata temu w Czarnogórze pytałam naszego gospodarza Lukę o alfabet. Odpdowiedział, że uczą się obu. Moje pytanie wzięło się stąd, że na trasie od Podgoricy do Petrovca część przydrożnych napisów, także reklamowych, była łacinką, a część cyrylicą. Pytanie zadałam po rosyjsku, pierwszy raz w życiu wykorzystując ten język praktycznie.
Gdybym miała czas, chętnie odświeżyłabym litewski albo rosyjski, ale z powodów praktycznych myślę, że trzeba zająć się chorwackim. Język serbsko-chorwacki (nawet, jeżeli termin albo i język jest sztucznym tworem) był językiem całej dużej Jugosławii, a dziś jest lingua franca dużej części Bałkanów. Patrzę z sympatią i ciekawością, bo być może w przyszłości, gdy moje dziecko będzie zupełnie samodzielne, tam będę chciała żyć i pracować.
Dodaj komentarz