Lustro
Wieczory spędzam teraz tłumacząc niewielką książeczkę o pewnej żydowskiej dziewczynce. To ta sama Marusia, która spędzała mi sen z powiek przy okazji pisania pracy zaliczeniowej na studiach, dziecko Holokaustu. Siedzę nad tekstem do pierwszej, a potem pełznę z stronę łazienki. Stary trik - ochlapać twarz zimną wodą, żeby odpędzić senność. Rzut oka na postać w lustrze - albo lepiej nie. To zabawne, że z wiekiem traci się kolory. (Twarz jest niewyraźna. Malowałabym ją, gdybym umiała). Oczy się zapadają, brwi i rzęsy są w odwrocie. Cienie pod oczami (bo skóra robi się cieńsza). Najładniejsza rzecz, jaką mam, kolor moich włosów - poprzetykany siwizną.
Po skończonej pracy szoruję zęby (no comments) i wklepuję krem w tłusty brzuch. Całkowita degradacja doczesnej formy.
Śni mi się prześladowane dziecko, wojna: jak kruchy wtedy był byt. Urodzili się, żyli, umarli. Niektórzy zostawili coś, przez co są pamiętani. Kiedy nas nie będzie, będzie trwać pamięć. Do tego potrzebne jest pismo, zapis, świadectwo, relacja.
Dodaj komentarz