Leje, czyli jesień
W czwartek życie zakończyła moja ulubiona pralka marki Indesit. Miała dziewięć lat. Woda musiała dostać się do silnika, bo wybiło mi korki.
Odżałowalam, co było do odżałowania, i zamówiłam nową, cztery razy droższą.
Tamta pralka była ze mną od wyprowadzki z Brukseli, w latach samodzielnego macierzyństwa, podczas rozwodu, podczas zmian pracy, chwil trudnych i tryumfalnych. Prała ubranka i ubrania mojego zawodnika po treningach i po meczach. Spierała z nich błoto, krew i łzy. Aż przyszedł koniec.
Wyszukiwanie następczyni było żmudne, bo zalał nas nadmiar. Jak wybrać? Zupełnie jak w tym paradoksie usłyszanym podczas tego kolokwium sokratejskiego w Hiszpanii w 2016 r.: jeżeli mamy trzy smaki lodów, łatwo wybieramy ulubione, ale jeżeli kelner powie nam, że jest ich sto... Stanęło na 8-kg pralce AEG.
Przyjechała dziś po dziewiątej, a młodzi i przystojni panowie zainstalowali ją w pięć minut.
Musiałam potem pojechać na Saint Gilles po zamówione dawno temu kosmetyki; zmokłam, zmarzłam, a wracając poszłam z konieczności na duże sobotnie zakupy spożywcze. Kiedy po czterech godzinach dotarłam do domu, pralka obrabiała kolejny cykl, nadal pachnąca i lśniąca. Zaraz wrzuciłam do niej swoją pościel. W końcu jest sobota.
Przy okazji wyszło na jaw, że z kolanka przy odpływie cieknie woda. No cóż, trzeba to naprawić. A na razie użyję kleju i taśmy (bo kolanka o tej średnicy nie znalazłam w sklepie dla majsterkowiczów).
Ale teraz weekend. Jot nocuje u L.; przestawiamy dziś zegary, więc szykuje się spokojna noc.
Leje pionowo i poziomo; toż to Belgia. Napotkany na klatce schodowej sąsiad (Amerykanin) marudzi o pogodzie. Moja kurtka ciężka od deszczu. Buty wilgotne. Duża wilgotność - odczuwam ból w kościach. Czy mogę usnąć i obudzić się w marcu?
Dodaj komentarz