Gruszki prosto z drzewa
Potrzebowałam pomocy w pracach ogrodniczych i w związku z tym zamówiłam usługi pana H. Ten przyjechał, obejrzał teren i obiecał wrócić we wtorek.
We wtorek, zanim jeszcze zobaczyłam pana H., usłyszałam radosny tupot jego pociech, C. i S., lat 10 i 6 ("Nie chciałem ich odwozić do domu, bo są straszne korki"). Przyjęłam je z pewnym zaskoczeniem, wśród pudeł i chaosu pakowania ("Masz koty? my tez mamy koty. Znalazłam kotkę w ogrodzie, a ona urodziła syna, i go zatrzymaliśmy. Mogę uczesać tego kota? Masz szczotkę? Czy te koty są rasowe?").
Zapytałam, w jakich językach mówią (mieszkają we Flandrii). - Po francusku, flamandzku i turecku (trochę, ale się uczymy). I mamy siotrę przyrodnią, i byłyśmy w Turcji na wakacjach, a nasza kuzynka N. zepsuła piłkę, którą dostała od naszej mamy, i...
Wybiegły do ogrodu i wróciły z układem tanecznym. - To na TikToka. - Jesteście tiktokerkami?- pytam, niezorientowana - Tak!!! - wołają, tańcząc. - Masz na drzewie taki domek dla pszczół, to wymyśliłysmy, że goni nas pszczoła, i to jest jej taniec.
Zaproponowałam im zrywanie jabłek z jabłoni - i tak by się zmarnowały. Zebrały. Potem przypomniałam sobie o gruszy rosnącej od ulicy. C. wspięła się na wierzchołek po cienkich gałęziach, a ja bałam się, że spadnie. Zerwała prawie wszystkie. I dobrze.
H. przysłał potem sms-a z podziękowaniem za owoce, a ja myślę, że to ja skorzystałam więcej na tej wymianie. Spotkałam czystą, niewinną energię dzieciństwa, w czasie, gdy moje własne jest już tylko bladym wspomnieniem.
Dodaj komentarz