Balkan Trafik
Marzyłam, aby kiedyś usłyszeć Kalush Orchestrę, ale... umknął mi termin. A tu nieoczekiwanie przedwczoraj wyczytałam, że zagrają w ramach corocznego festiwalu Balkan Trafik. Na którym też pojawił się Manu Chao. Po krótkim wahaniu kupiłam bilet i pojechałam do Brukseli, na stację de Bruckere. A pojechałam po sobocie wypełnionej zakupami, myciem podłóg, odbieraniem przesyłek - coweekendowa nuda!
Wahałam się do końca, bo Kalush - jako gwiazda - występowali ostatni, a komunikacja miejska jeździ tylko do 23.00 - zaś ja akurat mieszkam poza miastem. Bałkański festiwal odbywa się pod gołym niebem, w rewitalizowanej obecnie okolicy.
A czym są Bałkany? Pytanie jest niełatwe. W każdym razie to coś więcej niż półwysep: Bałkany. Kiedy pięć lat temu spędziłam raptem tydzień w Czarnogórze, serdecznie żałowałam, że nasi przodkowie ponad tysiąc lat temu zdecydowali się migrować na północ, gdzie pozostali na stałe, pozbawieni przyjaznego klimatu Śródziemnomorza, dumni Polanie.
Kiedy dojechałam na miejsce, grała akurat Zarina. To Macedonka, która śpewa pieśni ludowe w różnych językach, w tym po bułgarsku. A przyjemnie było mi usłyszeć bułgarski, bo łączy się to z moim trwającym od pewnego czasu kursem językowym. Znacie to uczucie, kiedy naraz jakieś przypadkowe elementy łączą się w nieoczekiwaną całość i macie takie miłe wrażenie osiągnięcia jakiegoś celu: kiedy można zrozumieć (choć pojedyncze) słowa.*
Następnie czystej rozrywki dostarczył publiczności Shantel. To niemiecka, turbofolkowa interpretacja melodii z bałtyckiego tygla. Myślę, że nie ma nic złego w skakaniu i wrzeszczeniu "Disko, disko partizani!", szczególnie w sobotnią noc. I ja też tak robiłam, porwana emocją tłumu, mimo słusznego wieku i obaw, że będą bolały mnie nogi.
A na koniec wyszli ci, dla których wypełzłam z domu.
Kalush olśnili mnie wielką muzykalnością: śpiewiem i tańcem. Aż do Eurowizji 2022 nie zdawałam sobie sprawy, że można tak udatnie połączyć inspiracje ludowe z hip-hopem i rapem. W każdym razie usłyszeliśmy słynną "Stefaniję" (o dziwo, już jako drugi numer) i zobaczyliśmy na scenie zarówno szalone salta, jak i kozackie tańce. Padły dedykacje: pokoju na świecie, szczęścia dla matek. Było to artystycznie w całości znakomite. Nie wiem, naprawdę, jakie geny decydują o tym, że Ukraińcy tak znakomicie śpiewają, w tym na głosy, ale bardzo mnie to jako słuchaczkę cieszy.
Wracałam przedwcześnie, ale zadowlona i spokojna, choć śmierdząca pewnie wszechobecną marihuaną, w uszach dzwoniła mi "Stefanija". Noc była ciepła, prawie balsamiczna, choć zaczął kropić deszczyk... Złapałam nawet przedostatni tramwaj.
*Dzięki nauce bułgarskiego zrozumiałam wreszcie, że harcerskie "czuj - czuwaj", a i bycie czujnym, bierze się od starosłowiańskiego słowa oznaczającego słyszenie - podobnie jak ukraińskie "czuti". Jest wiele olśnień językowych, których można doznać dzięki poznawaniu nowych słów.
PS. Świat jest mały i na koncercie spotkałam trzy koleżanki z pracy. Natomiast zemsty losu nie było i mięśnie nóg wcale mnie nie bolą.
Dodaj komentarz